Wojna celna Trumpa a Polska.
W chwili, gdy Donald Trump ogłosił nałożenie ceł na chińskie towary oraz wyroby z Europy, świat gospodarki zadrżał. Wielu spodziewało się nieuchronnej fali inflacji, spowolnienia handlu i recesji. Jednak Polska, choć wplątana w tę samą globalną sieć powiązań, zdaje się reagować na wojnę celną zupełnie inaczej niż gospodarka USA. Czy to anomalia? Czy może sygnał głębszych procesów w gospodarce światowej?
Amerykańska logika: cła, protekcjonizm i konsekwencje
Trump, od początku swojej kadencji, promował politykę „America First”. W teorii, cła na produkty zagraniczne miały chronić amerykański przemysł i miejsca pracy, odbudować lokalną produkcję i wyeliminować deficyt handlowy. W praktyce jednak oznaczało to wzrost cen towarów importowanych, podwyżki kosztów produkcji i inflacyjne naciski.
Dla przeciętnego Amerykanina oznaczało to droższe samochody, sprzęt elektroniczny, a nawet artykuły spożywcze. Firmy, zmuszone do płacenia więcej za komponenty, zaczęły przerzucać koszty na konsumentów. Rezerwa Federalna (FED), zaniepokojona wzrostem inflacji, zaczęła stopniowo podnosić stopy procentowe, co z kolei zagroziło wzrostowi gospodarczemu.
Polska – gospodarcza układanka w innym rytmie
Polska, mocno zintegrowana z europejską gospodarką, doświadczyła innego zjawiska. Zamiast przyspieszającej inflacji, ekonomiści zaczęli dostrzegać tendencję do jej... spadku.
Kluczem jest struktura polskiej gospodarki: otwartej, eksportowej, ale jednocześnie elastycznej. Gdy globalne ceny surowców i komponentów zaczęły spadać w wyniku mniejszego popytu wywołanego wojną celną, polscy importerzy zaczęli korzystać z niższych kosztów. Ta presja dezinflacyjna, w połączeniu ze stabilną polityką monetarną, zaczęła obniżać ceny konsumpcyjne.
Citi Handlowy prognozował nawet, że inflacja w Polsce może zejść poniżej celu Narodowego Banku Polskiego (NBP), co w normalnych warunkach byłoby niepokojącym sygnałem dla gospodarki.
Cień spowolnienia – koszt ukryty
Jednak niższa inflacja to nie tylko dobra wiadomość. Za tym zjawiskiem kryje się poważniejsze zagrożenie: spowolnienie wzrostu gospodarczego.
Polska gospodarka przez lata napędzana była eksportem, inwestycjami zagranicznymi oraz konsumpcją wewnętrzną. W momencie, gdy światowe łańcuchy dostaw zaczęły pękać, a niemiecki przemysł — kluczowy odbiorca polskich produktów — wpadł w zadyszkę, perspektywy dla Polski zaczęły się pogarszać.
Eksporterzy zaczęli tracić rynki zbytu. Fabryki ograniczyły zamówienia. Inwestorzy zagraniczni, przestraszeni globalną niepewnością, zaczęli wstrzymywać nowe projekty. W rezultacie tempo wzrostu PKB zaczęło zwalniać.
Rynek kapitałowy: od paniki do adaptacji
Na początku wojny celnej reakcje rynków były gwałtowne: spadki indeksów giełdowych, osłabienie walut krajów rozwijających się, wzrost cen obligacji skarbowych.
W Polsce również początkowo zapanowała nerwowość. Indeks WIG20 zanurkował, złoty osłabł, rentowności obligacji wzrosły. Jednak z czasem inwestorzy dostrzegli, że Polska jest relatywnie stabilnym miejscem: członkiem Unii Europejskiej, z kontrolowanym deficytem budżetowym i zdrowym systemem bankowym.
Kapitał spekulacyjny wrócił, a polski rynek wykazał się większą odpornością niż wiele gospodarek z Ameryki Łacińskiej czy Azji.
Dylemat Narodowego Banku Polskiego
Dla NBP sytuacja stała się wyzwaniem strategicznym. Przy spadającej inflacji naturalną reakcją byłoby luzowanie polityki monetarnej, czyli obniżenie stóp procentowych. Jednak w warunkach globalnej niepewności i ryzyka odpływu kapitału takie posunięcie mogłoby okazać się ryzykowne.
NBP postawił więc na strategię wyczekiwania, utrzymując stopy procentowe na stabilnym poziomie i koncentrując się na monitorowaniu sytuacji.
Kto zyska, kto straci?
Geopolityczne rozgrywki: Polska w nowej układance
Wojna celna Trumpa ujawniła też głębsze procesy geopolityczne. Polska, jako kraj peryferyjny wobec największych globalnych graczy, musiała odnaleźć się w nowym świecie, gdzie zasady gry zmieniają się szybko i nieprzewidywalnie.
Z jednej strony wzmocniła sojusze z USA w kwestiach militarnych, inwestując w obecność amerykańskich wojsk na swoim terytorium. Z drugiej strony starała się zachować mocne związki z Unią Europejską, zdając sobie sprawę, że kluczowe dla niej są swobodny przepływ towarów i kapitału w ramach wspólnoty.
Nowy paradygmat gospodarki
Wojna celna zmusiła Polskę do przemyślenia swojej roli w globalnej gospodarce. Model oparty wyłącznie na eksporcie do zachodniej Europy i produkcji dla zagranicznych gigantów okazał się ryzykowny.
Coraz więcej mówi się o potrzebie budowy gospodarki bardziej samowystarczalnej, opartej na innowacjach, rozwoju wewnętrznym rynku kapitałowego i wzroście produktywności.
Polska ma szansę — ale też obowiązek — wykorzystać te zmiany jako impuls do modernizacji.
Podsumowanie: inna trajektoria, te same wyzwania
Choć wojna celna Trumpa przyniosła Polsce inny obraz skutków niż w USA, nie oznacza to, że można odetchnąć z ulgą. Niska inflacja, choć krótkoterminowo pozytywna, kryje w sobie ryzyko stagnacji i zahamowania wzrostu.
Polska gospodarka wchodzi w okres turbulencji. Wyzwanie nie polega jednak tylko na przetrwaniu — prawdziwym celem powinno być dostosowanie się do nowych warunków i wykorzystanie szans tam, gdzie inni widzą tylko zagrożenia.
W nowym świecie nie wygrywają ci, którzy są najwięksi. Wygrywają ci, którzy potrafią zmieniać się szybciej niż inni.